'The Sleeper and the Spindle' Neila Gaimana i Chrisa Riddella

/
04:16:00


Dziś będzie stosunkowo długi tekst o bardzo krótkiej książce, z którą jednak wiąże się kilka rzeczy, o których warto wspomnieć. Mam na myśli najnowszą – choć z 2014 roku – graficzną powieść autorstwa Neila Gaimana i Chrisa Riddella: The Sleeper and the Spindle.

Od dłuższego czasu panuje moda na retellingi baśni i znanych opowieści – widać to na pierwszy rzut oka w kinie, gdzie mieliśmy nowego, aktorskiego Kopciuszka, Czarownicę o Śpiącej Królewnie, a czekamy na Piękną i Bestię (z całą masą dobrej obsady, więc ja czekam szczególnie niecierpliwie). Mowa jest nawet o nowej Mulan, chociaż to jeszcze odległe plany. Jednak na filmach bynajmniej się nie kończy. Przerabianie znanych baśni i bazowanie na zasadach, które nimi kierują – bądź odwracanie ich – to od dawna bardzo popularny motyw w powieściach. Niektóre z nich czerpią z baśniowości, opowiadając przy tym zupełnie nowe historie. Dobrym przykładem jest fenomenalna Narzeczona dla księcia Williama Goldmana, opowiedziana jako odtworzenie najlepszych fragmentów książki rzekomo czytanej autorowi przez ojca. Znajdziecie w niej wszystko, od komedii i mnóstwa klisz po wzruszenia i ciekawe rozwiązania. Gdzieś pomiędzy znajduje się lekko już przykurzona, ale nadal dość popularna ze względu na swój urok, Ella Zaklęta (Gail Carson Levine), która stanowi dość luźną wariację na temat Kopciuszka, albo Liceum Avalon Meg Cabot – dzieło nie najwyższych lotów, ale sympatyczne, odnoszące się do czasów arturiańskich. W końcu znajdziemy i retellingi pełną gębą, na przykład Sagę Księżycową Marissy Meyer (jeśli jakimś cudem nie słyszeliście to nie zrażajcie się nazwiskiem! To nie TA Meyer!), która jest inspirowana nie jedną, a czterema baśniami, a przy tym znajdziecie w niej zupełnie nowy, spójny i kompletny świat – jakby mieszankę fantasy i science fiction. The Sleeper and the Spindle należy do tej trzeciej kategorii, ponieważ jest mieszanką opowieści o Królewnie Śnieżce i o Śpiącej Królewnie (obie to wielkie śpiochy, ale jedna z nich jest rekordzistką).


Przyznaję, że z każdą stroną tej króciutkiej książki pomysł robił na mnie coraz większe wrażenie. Gaimanowi ufam już odkąd przeczytałam Chłopaków Anansiego, ale i tak zaskoczyło mnie jak ciekawie rozwiązał akcję i ile życia tchnął w postacie, z którymi w końcu miałam styczność przez ledwie jeden, krótki wieczór (bez spoilerów na temat fabuły, bo tu nawet jedno zdanie popsuje wam zabawę). Przyznam, że mam nawet pewien żal do autora, że postanowił zutylizować swój pomysł na krótkie opowiadanie (teoretycznie) dla dzieci, podczas gdy po odłożeniu książki miałam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi i bardzo chciałam dowiedzieć się więcej o postaciach, ich przeszłości i kolejnych przygodach. Widzę tu bardzo dużo zmarnowanego potencjału nawet na dłuższą powieść – i to zdecydowanie nie dla dzieci, a dla dorosłych.

Dlaczego dla dorosłych? Sam pomysł jest zdecydowanie mroczny, jest trochę całowania, które z łatwością mogłoby się przerodzić w trochę ostrzejsze i bardziej angażujące emocjonalnie sceny, co przecież Gaimanowi tak świetnie wychodzi choćby w Amerykańskich Bogach. Nawet w warstwie językowej widać, że The Sleeper and the Spindle bliżej do opowieści dla trochę starszych czytelników niż dla dzieci (szczególnie w dialogach – narrację Gaiman poprowadził w sposób typowy dla baśni, z charakterystyczną składnią i powtórzeniami). A i warstwa fabularna nie jest tak łopatologiczna jak zwykle w baśniach, a tam, gdzie rozwiązanie gwarantujące happy end aż samo się nasuwa, Gaiman przechodzi nad nim, serwując nam otwarte zakończenie (och, gdyby tak napisał sequel!). Koniec końców: żałuję, że opowieść nie rozwinęła się tak bardzo jak mogła, ale jestem pod wrażeniem jak bardzo autor pobudził moją wyobraźnię – i ileż fanfiction można by napisać do tej jednej historii!


Moim zdaniem autorowi bardzo pomógł ilustrator, z którym współpracował, z resztą nie pierwszy raz. Gaiman jest w ogóle znany z tego, że tworzą z nim fenomenalni artyści, którzy dodają jego graficznym nowelom i komiksom dwieście procent dodatkowego piękna. Moja przygoda w tym autorem zaczęła się od Koraliny, ilustrowanej przez cudownego Dave’a McKeana, który upiększył też Wilki w Ścianach Gaimana, a także moje ukochane Sny kota Warłapa SF Saida. Jedną z najbardziej znanych powieści Gaimana, Gwiezdny Pył, w oryginale ilustrował wielokrotnie nagradzany Chalres Vess.. Mogłabym wymieniać tak dalej. Również i w przypadku The Sleeper and the Spindle ogromne brawa należą się ilustratorowi, którym jest Chris Riddell.

Ach, Chris Ridell… Współautor Kronik Kresu, książek mojego dzieciństwa, na których czytaniu spędziłam tyle samo czasu co na oglądaniu ilustracji. Rysunki Riddella zachwycają szczegółami i ciekawą kreską, tworzą w wyobraźni wielowarstwowy świat i przy tym przekazują ogromny ładunek emocjonalny. A niektóre mogą się nawet przyśnić… W The Sleeper and the Spindle na każdej stronie jest choćby mała ilustracja Riddella, ale i tak było mi ich mało. Ilustrator idealnie uchwycił pychę, siłę, strach czy melancholię, dzięki czemu uzupełnił wiele niedopowiedzeń w treści na temat charakteru postaci. Jestem pod wrażeniem jak dobrze zrozumiał i rozwinął wszystkie podteksty i wskazówki pozostawione przez Gaimana i uczynił tę opowieść w równym stopniu swoją własną.

Gaiman i Riddell tworzą razem bardzo dobry zespół, ale nie wykorzystali całego potencjału, który był do wykorzystania i pozostawili mnie z uczuciem niedosytu. Żałuję, że nie będzie z tego animacji lub filmu, bo baśnie zasługują na drugą szansę, i to w lepszym i mniej mainstreamowym wydaniu niż serwowany przez Disneya. A ta książka byłaby do tego świetną podstawą.


You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.