Kocha, lubi, szanuje... czyli 'Modern Romance' Aziza Ansariego

/
18:16:00

Z góry zaznaczam, że książkę czytałam w oryginale i jeszcze nie ma polskiego tłumaczenia. Pozycja jest jednak na liście bestsellerów New York Timesa, a także wygrała nagrodę czytelników na goodreads.com, więc spodziewam się, że ktoś się nią u nas niedługo zainteresuje. Jeśli nie – jest napisana bardzo przystępnym językiem, więc zainteresowanych zachęcam do czytania po angielsku.

Aziz Ansari, znany w Stanach komik, zajmujący się stand-upem, zdecydował się napisać książkę. I to nie autobiografię, jak to ostatnio modne (choć – dojdę do tego niedługo – nie zaprzeczałabym tu zbyt usilnie) a książkę popularno-naukową  o tym, jak w dzisiejszych czasach wygląda romansowanie. Żeby było bardziej naukowo, postanowił połączyć swoje siły z socjologiem, Erikiem Klinenbergiem, który ma już na swoim koncie między innymi publikacje o życiu singla (Going Solo), kontrolowaniu amerykańskich mediów (Fighting for Air: the Battle to Control America’s Media), czy o byciu białym (The Making and Unmaking of Whiteness). Ansari próbuje w „Modern Romance” odpowiedzieć na szereg pytań, które go dręczą i jest to, na swój sposób, książka dość osobista, mimo uwzględnienia w niej wielu głosów i pomimo naukowej podszewki. Autor jednak przede wszystkim jest komikiem, a nie pisarzem, i to wychodzi na pierwszy plan.

Dużym plusem „Modern Romance” jest to, że został do niego zrobiony spory research. Inną sprawą jest to jak wiele z tego researchu możemy zobaczyć w samej książce, jednak przyznaję, że autorzy wyłowili kilka ciekawych informacji. Przytaczają oni historie i opinie różnych ludzi, którzy wypowiadali się w stworzonym specjalnie na potrzeby książki wątku na Reddicie bądź wysyłali osobiste maile. Aby wyniki były bardziej miarodajne, część badań została też przeprowadzona na żywo, z uczestnikami w różnym wieku i o różnym stopniu zaznajomienia z technologią. Same badania nie są przełomowe, ale autorzy zadbali o własne dane, a część historii cytowanych w książce to jedne z najciekawszych i jednocześnie najbardziej skłaniających do refleksji fragmentów. Zrobiły na mnie wrażenie opowieści osób, które zgodziły się na otwarty związek i później żałowały tej decyzji, czy kobiety, która postanowiła wybaczyć mężowi zdradę. Cytowane historie są dobrze dobrane i stanowią przekrój przez różne problemy i spojrzenia na świat.

W książce znajdziemy interesujący opis postępu technologicznego, który doprowadził nas do dzisiejszych Tinderów i Snapchatów. Bardzo ciekawy był fragment o tym, jak wyglądały pierwsze serwisy randkowe i jak ludzie radzili sobie kilkadziesiąt lat temu, co było dla nich ważne i co, innego niż teraz, popychało ludzi w ramiona partnera. Inną wartościową część stanowił rozdział opisujący życie miłosne w Tokio i w Buenos Aires, które – każde na swój sposób – kontrastuje z romansowaniem w Wichicie. Wyciągnęłam z tych fragmentów trochę nowych informacji nawet mimo tego, że na przykład życiem w Japonii sama bardzo się interesuję. Przyznaję jednak, że czułam lekki niedosyt, ponieważ pasjonuje mnie historia życia prywatnego i liczyłam na znacznie więcej, ale mimo wszystko nie można było spodziewać się zbyt wiele po tak krótkiej pozycji – myślcie o niej raczej jako o punkcie wyjścia do dalszych poszukiwań. Jeśli ta tematyka was interesuje, to możecie zajrzeć do bibliografii, w której naliczyłam prawie sto pozycji, w tym 25 książek – reszta to artykuły. Podczas czytania nie miałam wrażenia żeby w treści znalazło się wiele odniesień do innych publikacji i stawiam na to, że Ansari potraktował ten zbiór raczej jako inspirację do własnych rozważań, dodatkowo pokierowanych przez współpracującego z nim socjologa.


Jak mówiłam, Ansari napisał książkę we współpracy z socjologiem, z którym konsultował swoje pomysły i wspólnie przeprowadzał badania oraz analizował ich wyniki. Nie wiem co byłoby z tej książki gdyby nie ta pomoc – mam wrażenie, że mogłaby zboczyć w bardzo pamiętnikarskim kierunku i wyszłoby z tego badanie cech osobniczych jednego człowieka, a nie spojrzenie na ogólnoświatowe zjawisko. Szczęśliwie jednak w książce znalazło się kilka rozdziałów, które pozwoliły umieścić problem romansowania w szerszym kontekście. Mamy więc krótki rys historyczny przedstawiający jak romansowanie i postrzeganie związków zmieniało się przez ostatnie dziesięciolecia, oraz jak rozwijało się „nowoczesne randkowanie”: od ogłoszeń w gazetach, przez specjalne nagrania na sekretarkę bądź VHSy aż po dzisiejszy Internet i aplikacje komórkowe. Widać, że naukowiec, z którym Ansari pracował, ukierunkowywał jakoś jego zapędy i wskazywał mu drogę, choćby rozwiewając przeróżne najdziwniejsze wątpliwości, jednak (mimo wykresów i danych naukowych) jest to nadal przede wszystkim książka Ansariego i to jego subiektywny głos oprowadza nas po świecie romansu.

Podkreślam subiektywność, ponieważ Ansari wyraźnie sili się na coś wręcz przeciwnego i swoje własne przekonania i doświadczenia przedstawia nieraz niemal jako prawdy uniwersalne, choć opiera się tylko na swoim życiu. Widać, że często zakłada z góry, że wszyscy czytelnicy podzielają jego zdanie na różne tematy (i nie mam tu na myśli tego, że noszenie fedory to obciach) i, dzieląc się własnymi dylematami, sądzi, że i czytelnikom są one bliskie. Prawda jest jednak taka, że większości czytelnikom trudno będzie się z nim utożsamiać. Części zapewne dlatego, że nie są tak bogaci i nie kręcą się w świecie showbizu, więc nie dla nich codzienne przesiadywanie w klubach w poszukiwaniu idealnego partnera. Inni, jak ja, nawet by nie chcieli, bo – w przeciwieństwie do Ansariego – nie rozglądają się wiecznie za tą jedną najlepszą na świecie opcją, przez szukanie której nie można się skupić na tym, co już się ma, a wolą zainwestować trochę czasu w coś realnego. To ogólne niezdecydowanie życiowe autora, który do samego końca książki nie może się całkiem rozstać z ideą randkowania po wsze czasy, trochę mnie odrzuciło. Sądził, że dzięki przedstawieniu swoich osobistych dylematów zaskarbi sobie sympatię i zrozumienie czytelników, ja tymczasem przy niektórych fragmentach miałam zamiar krzyczeć zabierzcie mnie stąd, z dala od wynurzeń tego gościa! Szczególnie pod koniec miałam wrażenie jakbym czytała tekst trzynastolatka, który rozumie idee przyjemności, podekscytowania i dreszczyku emocji, natomiast oddanie, bliskość i uszczęśliwianie drugiego człowieka to już dla niego straszna nuda.

„Hey, so you remember a week ago you were upset I didn’t call you back before my trip, and you were mad because I was playing with the Polaroid camera. Well, the reason I was doing that is I bought you this nice vintage Polaroid camera and I was just making sure it worked before I gave it to you, co…here’s your gift.”
She felt HORRIBLE.
It was the greatest Valentine’s Day gift I’ve ever received.

(Spójrzcie tylko na ten fragment, w którym Ansari puentuje wydarzenie kiedy jego partnerka odkryła, że miał czas na robienie zdjęć Polaroidem, a nie miał czasu do niej zadzwonić czy napisać. Autor tłumaczy, że Polaroid był od początku prezentem dla niej, a on tylko niewinnie sprawdzał, czy aparat działa – Czuj się teraz winna, kobieto! Niech cię to nauczy!)

Koniec końców wychodzi nam z książki obraz własnych problemów autora, co może pod pewnymi względami jest ciekawe, ale wydaje się w dużej części dziełem przypadku i podczas lektury czułam się czasem tak jakbym czytała coś, co nie powinno było być przeznaczone dla moich oczu. Jednocześnie Ansari ma pewien problem z ustaleniem targetu swojej książki. Z jednej strony żartuje sobie z wielu ludzi i wydaje się, że „Modern Romance” jest po prostu papierową wersją jego stand-upów, jednak ogólnie wydał mi się bardzo asekurancki i nie za bardzo poradził sobie ze zmianą medium. Dobrze wychodziły mu żarty na mało kontrowersyjne tematy jak zamiłowanie do pączków czy bycie nudziarzem, jednak kiedy przychodziło do omawiania ważniejszych wyborów życiowych, jak bycie singlem czy samotną matką, a nawet tematu zdrady małżeńskiej, Ansari całkowicie się wycofuje. Pilnuje poprawności politycznej, zastrzega, że nie ma złych zamiarów, odwołuje się do statystyk zamiast wypowiedzieć własne zdanie. Bardzo pilnuje by nikogo nie urazić (w końcu każde jego słowo zostaje na piśmie, a nie jest jedynie wypowiedziane spontanicznie podczas jednego wieczornego show na żywo). Nie decyduje się nawet na to, żeby wprost uznać własne błędy za pomyłki, bo mógłby przypadkiem urazić kogoś, kto postępuje jak on niegdyś. Nie znajdziecie tu ostrych opinii. Czasem z kolei Ansari żartuje w miejscach, w których te żarty w ogóle nie pasują i wydają się wtedy bardzo wymuszone – często też powtarzają się według tych samych schematów, co pod koniec stało się dla mnie nużące (choć z początku były naprawdę zabawne, nie przeczę). Autor wyliczył sobie chyba jakąś średnią liczbę gagów na stronę i próbował wyrobić normę, jakby bał się, że inaczej straci uwagę czytelników. Chyba właśnie nie do końca rozeznał się w różnicach między występem na scenie a pisaniem.

Szczerze mówiąc trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę, więc może powiem tak – niektórym bardzo się spodoba, innych szybko zirytuje. Warto się nią zainteresować jeśli się od niej zbyt wiele nie oczekuje i przede wszystkim chce się luźno spędzić czas, bo nie ma w niej męczącego natłoku informacji. Brakuje jednak jakiejś jasnej puenty, przez co sama poczułam niedosyt – szczególnie po tym, jak pierwsza połowa zapowiadała się znacznie bardziej merytorycznie. Jednak z odpowiednim podejściem „Modern Romance” jest całkiem dobrą lekturą dla tych, którzy chcą oderwać się od powieści, a przy tym nie popaść w całkowitą powagę.

Autor: Aziz Ansari, Eric Klinenberg
Wydawnictwo: Penguin Press, 2015
277 stron



You may also like

3 komentarze:

  1. Mam tą książkę na liście do przeczytania, bo Aziza uwielbiam od czasów Toma z Parks & Rec, ale ciągle znajdują jakąś wymówkę żeby sięgnąć po coś innego. I w sumie nie wiem, czy moje uwielbienie dla jego osoby na Parkach się nie skończy - próbowałam przebrnąć przez hołubione powszechnie Moster of None, ale zmęczyłam tylko dwa odcinki - koszmarna nuda. I teraz kiedy czytam Twoją recenzję, obawiam się, że Aziz wypada dla mnie świetnie tylko w pakiecie z innymi aktorami, ale jako samodzielny showleader - już nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam go na tyle dobrze żeby rozwiać Twoje wątpliwości, ale to bardzo możliwe. Wnioskuję choćby po tym, że pierwsza część książki całkiem mi się podobała i uważałam ją za ciekawie i zabawnie napisaną, ale kiedy w połowie byłam już dobrze zaznajomiona z humorem Aziza to co chwilę miałam ochotę przeskakiwać spore fragmenty i w sumie książkę uratował fragment o Tokio i Buenos, bo liczyłam tam na coś ciekawego, a zaraz potem już w sumie był koniec. Dużo o książce mówi zdanie na koniec (Finally, I'm done with this book!) i to, że cała esencja zmieściła się w krótkim podsumowaniu na koniec (poza wypowiedziami badanych i statystykami, co dla mnie samej było najciekawsze).
      Jeśli się jednak zdecydujesz to jednym ze sposobów jest czytanie na wyrywki. Nawet układ książki temu sprzyja.

      Usuń
  2. 42 yr old Business Systems Development Analyst Stacee Capes, hailing from Haliburton enjoys watching movies like "See Here, Private Hargrove" and hobby. Took a trip to Timbuktu and drives a Bugatti Type 57SC Atalante. czytaj tutaj

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.