'Zwierzogród' - bajka nie tylko dla dzieci

/
23:58:00

Pozytywne zaskoczenie. Nie spodziewałam się, że „Zwierzogród” zrobi na mnie takie dobre wrażenie i jestem podekscytowana na myśl o tym, że Disney zmierza w dobrym kierunku. To nie jest banalna animacja dla dzieci, której pod ten sam schemat podstawieni są bohaterowie o nieco tylko zmienionym wyglądzie. Intryga jest bardzo ciekawa, pojawia się wcale nie aż taki oczywisty plot twist, dzięki czemu seans wcale się nie nudzi, a do tego mamy kilka smakowitych kąsków dla dorosłych odbiorców. Podkreślam tak bardzo tę dorosłość ponieważ zauważyłam wyraźnie, że dzieci nie miały na tym filmie takiej zabawy jak chociażby na nieskomplikowanej „Wielkiej Szóstce”, w której było kilka mrugnięć dla dorosłych, ale przede wszystkim dużo prostych elementów skierowanych do dzieci (mówię tu zarówno o fragmentach bardzo sentymentalnych i chwytających za serce jak i typowych gagach slapstickowych, z których dzieciaki miały ogromny ubaw, a ja miałam chwilę refleksji na temat różnic międzypokoleniowych). Dość powiedzieć, że najmłodsi widzowie obecni na sali kinowej w trakcje seansu „Zwierzogrodu” wielu scen nie zrozumiały, a inne musiały być im streszczane przez rodziców, bo maluchy ze strachu odwracały się tyłem do ekranu. 
Żeby zarysować sytuację w filmie – bardzo entuzjastycznie nastawiona króliczka Judy Hops dostaje wymarzoną odznakę policyjną, jednak ranga stanowiska nie jest taka, jak Judy sobie wymarzyła. Jednak przy pomocy cwanego lisa Nicka, który z początku zalazł jej za skórę, ale jest w gruncie rzeczy uroczy, ma szansę się wykazać, rozwiązując największą zagadkę kryminalną w mieście. I tu atmosfera się zagęszcza.


Jedna historia, dwa przesłania. I to przynajmniej dwa. Historia zaczyna się dość typowo jak na amerykańską produkcję, ponieważ nasza dzielna, mała króliczka Judy Hops ma wielkie marzenie – chce zostać prawdziwym, twardym gliną. Ma całkiem solidne podstawy żeby wierzyć, że jej się uda, bo nie tylko ma ogromne samozaparcie, a jak wiemy z amerykańskim filmów chęci to już dziewięćdziesiąt procent sukcesu, ale też jest całkiem niezła w te klocki. Jej entuzjazm jest tym bardziej godny pochwały, że rodzice są święcie przekonani, że zdecydowanie lepiej jest się nie wychylać, nie mieć marzeń i w ogóle siedzieć cicho w kącie, żeby przypadkiem czegoś w swoim życiu nie zmienić i by uniknąć rozczarowań. To oczywistość, że popkulturalna bohaterka decyduje się podążać za amerykańskim snem, ale przyznaję, że spodobało mi się przeciwstawienie jej zapału z całkowitym brakiem ikry rodziców. Drogie dzieci, to ważna lekcja, rodzice nie zawsze mają rację!
Drugie, i znacznie większe, przesłanie „Zwierzogrodu” dotyczy rasizmu. Tak jak w naszym, ludzkim świecie, zwraca się uwagę na kolor skóry, tak i w Zootropolis liczy się to jakim jesteś zwierzakiem. Utartych schematów i stereotypów jest tyle samo, jeśli nie więcej, co w rzeczywistości wśród ludzi: króliki są przydzielone do marchewek, burmistrzem jest lew, chomiki cały dzień bezmyślnie zasuwają w biurach jak w tych kołowrotkach. Co znamienne, samo miasto jest bardzo wyraźnie podzielone na dzielnice ze względu na przynależność gatunkową, co ma w sumie logiczne uzasadnienie (stworzenie odpowiednich warunków klimatycznych dla poszczególnych zwierząt) ale nie zmienia faktu, że większość zwierząt jest od siebie na co dzień mocno odseparowana. Mnie samej silnie skojarzyło się to z wydzielonymi dzielnicami w Nowym Yorku bądź Londynie: takie zwierzęce China Town czy Little Italy. Poza tym mamy także protekcjonalne traktowanie małych zwierzątek przez te duże (fajnie ze schematu wyłamuje się Mr. Big – taki malutki Don Corleone pod postacią arktycznej ryjówki) i dużo manipulowania wizerunkiem ze względów politycznych (wokół tego, że mała Judy została policjantką zrobiono dużo szumu medialnego, ale wszystko to po to, by burmistrz miał dobry PR wśród roślinożernych „ofiar”, które stanowią większość populacji miasta, a w rzeczywistości Judy została przydzielona do mało wymagającej pracy). O równość obywatelską, podobnie jak w realnym świecie, walczy gwiazda pop, Gazelle (Shakira), której głos niezadowolenia liczy się bardziej niż głos przeciętnego zwierzaka.   


Bajka dla dorosłych. Może rozwinę temat, który poruszyłam na początku recenzji – gdyby w „Zwierzogrodzie” pod animowane zwierzęta podstawić aktorów podejrzewam, że film mógłby dostać całkiem wysoki rating. Górujący nad  Judy członkowie mafii czy nawet niektórzy koledzy z policji wyglądają naprawdę groźni i wzbudzają respekt, zdziczałe zwierzęta są naprawdę przerażające (i to nie tylko dla dzieci) i co chwila bohaterom przychodzi ryzykować iście kaskaderskie wyczyny, że już nie wspomnę o całej długiej scenie ze zwierzętami – nudystami. Fragment z wyluzowanym jakiem, właścicielem klubu dla naturystów, i tym jak oprowadza zszokowaną Judy i Nicka wywarł na mnie spore wrażenie. Wiem, zwierzątko bez zaznaczonych cech płciowych to nie to samo co goły człowiek, ale widząc kształtne świnki taplające się w błocie, seksownie wylizującą się lamparcicę, czy słonia w szerokim rozkroku, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że autorzy filmu mieli już trochę dość niewinnych produkcji dla najmłodszych i chcieli sprawdzić na ile sobie mogą pozwolić. Wyszło zabawnie i… prawie erotycznie (niektórzy widzowie dostrzegli to w jeszcze większym stopniu niż ja). Zauważyłam ten trend także podczas występów Gazelle i może nie tyle z powodu niej samej, co przez otaczające ją męskie tygrysy i oderwanych od rzeczywistości fanów, zapatrzonych w specjalne aplikacje na telefon, które mają dać ułudę przebywania razem z zachwyconą tym gwiazdą muzyki.


Postacie – na plus. Tam, gdzie miały być archetypy było to uzasadnione fabularnie i służyło zbudowaniu komizmu, w innych wypadkach lekka schematyczność też w żaden sposób mi nie przeszkadzała – w końcu poszłam do kina na bajkę, która miała być zrozumiała dla młodszych widzów. Zwróciłam jednak uwagę na to, że postacie nie były płaskie i nie były w stu procentach takie ani siakie. Szczególnie (nie)przypadła mi do gustu wątpliwa moralnie postać burmistrza Grzywalskiego, który protekcjonalnie i po chamsku traktował wiceburmistrz i zdecydowanie bardziej zależało mu na własnej karierze politycznej niż czymkolwiek innym, ale dzięki temu wydał mi się bardzo ludzki. I wzbudził we mnie silniejsze uczucia niż prawdziwy czarny bohater. Wymienię też komendanta Bogo, którego w oryginale dubbingował Idris Elba, i mogę tylko wierzyć na słowo, że nadał tej postaci sporej głębi, obdarzając ją swoim głosem. W polskiej wersji widziałam potencjał, ale Stelmaszyk chyba nie wycisnął z tej postaci tyle, ile mógł (a Elbą i jego humorem, jaki ujawnił w tej roli, ludzie się zachwycają). Przy czym, jak już jestem przy dubbingu, muszę bardzo subiektywnie napomknąć, że polska wersja językowa jak zwykle nie zawodzi i dalej jestem z nas dumna, jednak o ile Kamińska jest świetna i bardzo lubię jej Roszpunkę z „Zaplątanych”, to tęsknię do większej różnorodności w polskich wersjach, bo głos i śmiech Judy Hops wywoływał u mnie jednak zbyt wiele skojarzeń.



Drobiazgi i całokształt. Widać, że animatorzy przyłożyli się do tej produkcji. Jest w niej dużo detali, mrugnięć do widza (jak choćby nawiązania do innych filmów Disney’a czy genialny żart z pancernikiem – dla wielbicieli kina) i interesujących pomysłów. Dyrektor artystyczny wpadł na to, by komisariat policji stworzyć na wzór Wielkiego Kanionu, lokomotywy pociągów mają kształt głów zwierząt (tyleż ciekawe co niepraktyczne), a poszczególne dystrykty charakteryzują się unikalnymi rozwiązaniami – mnie szczególnie spodobały się natryski w dzielnicy dżungli. O ile miasto jest bez wątpienia kiczowate, to jednak robi przy tym dobre wrażenie, a koncept arty są wręcz prześliczne. Łatwo zauważyć jak dużą radość mieli ludzie pracujący przy tym filmie i również dzięki temu bardzo przyjemnie się go ogląda – nie jest to tylko odhaczony obowiązek wypuszczenia produkcji do kin, a prawdziwa zabawa. Żałuję tylko trochę, że ostatnio animacje często wieńczy wpleciona w akcję piosenka, przez co końcowy entuzjazm nieco mi się rozmył – a żart zaserwowany w finale był naprawdę dobry i stanowiłby świetną puentę – jednak muszę przyznać, że z kina wyszłam bardzo zadowolona i teraz z dużym optymizmem wyczekuję kolejnych disney’owych animacji. 


You may also like

2 komentarze:

  1. Ostatnio leciała w TV. Oglądałem wraz z dziećmi i wszyscy byli zachwyceni https://achdzieciaki.pl/klocki-26

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta bajka jest dla nieco starszych dzieci, ale muszę przyznać że jest bardzo fajna. Mój maluch jest na nią jeszcze zdecydowanie za mały. Ostatnio z okazji odwiedzin dostał prezent od https://modino.pl/odwiedziny-niemowlaka i chyba to mu sprawiło największą radość.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.