Autorka
Entuzjastka przeróżnych przejawów kultury - od klasycznej, przez popkulturę, aż po całkowite hipsterstwo. Z wykształcenia anglistka, ale sama nigdy nie umiała skupić się wyłącznie na jednej dziedzinie. Stała bywalczyni festiwali filmowych i podróżniczka, lubi wiedzieć co w trawie piszczy, nawet jeśli czasem podchodzi do tego wybiórczo, bo idzie za głosem serca.
Tagi
- film (10)
- książka (6)
- felieton (3)
- miejsce (2)
- przegląd tematyczny (2)
- serial (2)
- teatr (2)
- w oryginale (2)
- young adult (2)
- Japonia (1)
- bez spoilerów (1)
- gra (1)
- komiks (1)
- podróże (1)
A ja jakoś kręciłam nosem. Powiem szczerze że brakowało mi zwłaszcza rozwinięcia wątku pasji Newta Scamandera, bo tak naprawdę to te fantastyczne zwierzęta funkcjonują sobie gdzieś obok drugiego wątku i służą jedynie jako zabawny przerywnik z ganianiem nosorożca po Central Parku czy polowaniem na niuchacza. A "poważne sprawy" mają miejsce gdzie indziej. W filmie jest scena z jakiegoś zupełnie innego porządku, gdy Newt i Tina zostają aresztowani i Newt błaga, żeby Graves nie krzywdził zwierząt, że nie są niebezpieczne i tak dalej. To byłaby dobra scena, gdybyśmy wcześniej zobaczyli, co Newtowi za jego starania grozi. Bo w gruncie rzeczy jego działania wynikają z niewiedzy, wszystko dzieje się przypadkiem i równie dobrze w walizce mógłby przewozić eliksiry albo różdżki. Brakuje mi sensownego powodu wprowadzenia zakazu posiadania fantastycznych stworzeń (fakt że trzeba je ukryć przed mugolami jest raczej naciągany), poza tym co z sowami i kotami znanymi z późniejszego Hogwartu? Jak czarodzieje się porozumiewali bez sów? Musieli używać tradycyjnej poczty? ;)
OdpowiedzUsuńHm, może i masz rację - ja się po tym filmie po prostu w ogóle niczego nie spodziewałam, więc sam fakt, że nie wyszłam oburzona jakoś mnie zadowolił.
UsuńJa zrozumiałam to tak, że ten zakaz funkcjonuje przede wszystkim w Ameryce? Inaczej jego walizeczka nie miałaby opcji "dla mugoli", a "dla obcych", skoro posiadanie magicznych zwierząt jest takie niedozwolone.
Może nie podkreśliłam tego w notce, ale mi się ten film naprawdę nie kleił pod względem tych dwóch wątków, a na scenach z Newtem zachwycałam się tak jak oglądając Animal Planet - fabuły nie za wiele, ale za to ładnie. Cały film się dla mnie opierał na Kowalskim, a reszta taka... miło się ogląda, ale bez przesady.
Tak, w Ameryce, ale w takim razie jak w Ameryce czarodzieje komunikowali się między sobą? Czarodziejskie kule, magiczne lustra? ;) Z tym Animal Planet bardzo dobre porównanie :) Ale w ogóle cały film stoi w rozkroku między magicznym kinem przyrodniczym a mrocznym klimatem rodem z ostatnich tomów sagi o Harrym Potterze. W przypadku HP ten klimat stopniowo ewoluował, a tutaj chcieliby wszystko od razu i nie wyszło na dobre...
UsuńW samym ministerstwie mieli te papierowe myszki, które się nawzajem zagryzały - może listy z kolei czarowali w kształt jakichś ptaków, żeby same się dostarczyły drogą lotniczą?
UsuńTak, właśnie te dwa wątki są bardzo wyraźnie oddzielone i to mi razem nie gra. Myślę, że Rowling trochę sobie jednak nie radzi z opowieściami dla dorosłych. I właśnie bardzo dobra uwaga o tym, ze chcieli wszystko od razu - myślę, że to dlatego ten mroczny wątek mnie nie ruszył, bo to wszystko szło za szybko, po łebkach i bez odpowiedniego tła. Może gdyby Newt od razu opowiedział Kowalskiemu co to za dym, i że była taka dziewczynka... Może gdyby to się lepiej zazębiało (również na koniec - myślałam, że złotogryf będzie mieć jakąś bardziej kluczową rolę).