Granie
w gry zwykle traktuję jak oglądanie filmu czy czytanie książki – nie zależy mi
na sprawdzaniu własnej zręczności i zwykle nie odczuwam potrzeby żeby spędzać
długie godziny, głowiąc się nad zagadkami – ale bardzo cenię sobie wciągającą
historię, intrygujące pomysły i artystyczne grafiki. Kiedy zobaczyłam na Steamie grę Shelter 2 (z
ładniejszą grafiką niż w pierwszej wersji) wiedziałam od razu, że to coś dla
mnie.
Shelter 2
to piękne, spokojne i symboliczno-realistyczne spotkanie z przyrodą. Gracz
wciela się w samicę rysia, która na początku gry spodziewa się młodych i musi
odnaleźć bezpieczne schronienie, które mogłaby potraktować jako dom dla
kociaków. Pomagają jej w tym podszepty gwiazd, które prowadzą ją w odpowiednie
miejsce. W jednej chwili można dostać ataku serca, kiedy ucieka się przed
drapieżnikami, a zaraz potem mowę odejmują niezwykłe widoki dzikiej głuszy, z
gwiezdnymi konstelacjami rozpościerającymi się na niebie. Gra naprzemiennie
oszałamia swoim prostym pięknem i daje poczuć bezradność zwierzęcia, które
zdane jest tylko na siebie, a musi utrzymać przy życiu cały miot kociąt. Nie
jest to wcale łatwe, bo gryzonie są szybkie i zwrotne, łatwo w pogoni wpaść na
drzewo i zgubić trop, a bogata w przeróżne tekstury grafika sprawia, że
zwierzęta naprawdę znikają w otoczeniu. Gdyby nie zmysł węchu, często
wypatrzenie brązowego gryzonia w gąszczu ciemnych traw, czy białego zająca w
śniegu zimą, byłoby niezwykle trudne, bo wszechobecne wzory świetnie odgrywają
rolę prawdziwego kamuflażu.
Co
według mnie najciekawsze, grając w tę grę czułam się – jak mi się wydaje – podobnie do prawdziwej rysiej mamy. Nie wzruszałam się uroczymi kociakami tak, jak to mają
w zwyczaju ludzie, nie irytowałam gdy coś mi nie wyszło – po prostu robiłam
swoje, nie poddając się i wiedząc, że ode mnie zależą losy kilku istot. Tylko
tyle i aż tyle. Bardzo często nawoływałam młode, by nie tracić ich z oczu, a
kiedy któreś znikało zupełnie nagle, porwane przez drapieżnika, bądź przemęczone
z głodu (polować trzeba naprawdę dużo) – nie czułam rozpaczy. Czułam pustkę i
zagubienie, nie wiedząc co właściwie się stało, gdzie szukać młodych i gdzie
się podziały małe rysie, czemu nie odpowiadają na wołanie. Bo wystarczy chwila
nieuwagi i koniec. A nie można się roztkliwiać, bo liczy na nas jeszcze reszta
miotu.
Wzruszyła
mnie ta szczególna matczyna troska, wolna eksploracja świata i trudne chwile, jak wtedy, gdy młode odchodzi za wcześnie lub dokładnie wtedy, kiedy przychodzi na to
odpowiednia chwila. Zakończenie gry wynagradza jednak wszystkie smutki i żale –
jest subtelne i piękne, a towarzyszy mu nastrojowa muzyka (cały soundtrack gry
ma niezwykły, relaksujący klimat, przez co gra świetnie sprawdza się jako
sposób na wieczorne odprężenie).
Jedno
przejście gry zajmuje około półtorej godziny, jednak można swoich sił próbować
dalej, przewodząc kolejnym pokoleniom, bądź sprawdzając swoich sił na
trudniejszym poziomie „survival”. Jeśli jesteście odporni psychicznie, to od
razu polecam dodatek Shelter 2 Mountains, w której dostajemy więcej terenu do
eksplorowania, przepiękne zorze polarne, ale też więcej drapieżników, które
mogą stać się nie tylko naszym łupem, ale i groźnym myśliwym.
Bardzo
polecam wam Shelter 2; to prawie jak oglądanie Animal Planet, a czasem nawet i
lepiej.
To ja przechodzę jutro <3
OdpowiedzUsuńZamiast sprzątania ;D
Bardzo dojrzała decyzja! :)
UsuńBrzmi cudownie! Kiedyś namiętnie przechodziłam Tokio Jungle, więc podejrzewam że ta gra też ma szanse mi się spodobać :) Zwłaszcza że z tego co piszesz, mniej jest zręcznościowa, a bardziej nastrojowa.
OdpowiedzUsuńMa bardzo duże szanse :) Trzeba mieć na nią nastrój, ale dobrze zapada w pamięć i sama planuję do niej kolejne podejście.
Usuń